Judyta Sierakowska, Paweł Moskalewicz
Hugh Hefner, twórca potęgi „Playboya”, mówi: pas. A jego dotknięte kryzysem erotyczne imperium połknie zapewne Virgin, rozrywkowy gigant Richarda Bransona
To niemożliwe! „Playboy” upada? – łapie się za głowę profesor Zbigniew Lew-Starowicz. – Byłaby szkoda, bo to nie tylko jedyne na świecie kulturalne pismo o seksie, ale także legenda dla wielu pokoleń.
Jednak kryzys nie oszczędza legend. I tak jak na kolana padli przez ostatni rok giganci światowej bankowości oraz finansów, tak też czarne chmury zebrały się nad imperium króliczka. W pierwszym kwartale tego roku Playboy Enterprises zanotował prawie 14 milionów dolarów straty, a przez ostatni rok wartość jego akcji spadła o połowę. Firma próbuje się ratować, proponując klientom oferty specjalne: dożywotnią prenumeratę za 500 dolarów czy osobistą dostawę w wykonaniu playmates dla pierwszych 10 szczęśliwców. Obserwatorzy rynku nie mają wątpliwości – „Playboy” ledwo dyszy i rozpaczliwie poszukuje kupca.
– Wszystkie media drukowane mają dziś kłopoty, ale „Playboya” dobiła darmowa pornografia w Internecie – mówi „Przekrojowi” Stephen McNail, analityk z nowojorskiej firmy MC Media Investment. – Spadają przychody z reklam oraz ze sprzedaży pisma. Żeby przetrwać, firma musi szybko znaleźć bogatego inwestora. Na tyle dużego, by mógł zainwestować w rozwój i inne źródła dochodów oparte nie tyle na samej gazecie, ile na bezcennym, rozpoznawalnym na całym świecie logo.
I rzeczywiście, choć szefowie „Playboya” oficjalnie zaprzeczają, jakoby firma była na sprzedaż, tajemnicą poliszynela w medialnym światku jest to, że potencjalnym nabywcą jest brytyjski rozrywkowy koncern Virgin kierowany przez Richarda Bransona. Virgin to potęga, a jego szef przez ostatnie lata zyskał sobie opinię króla Midasa – czegokolwiek się dotknie, zamienia w złoto, ratując firmy stojące na krawędzi upadku. Czy teraz ocali marzenie Hugh Hefnera, który 56 lat temu rozpoczął w USA swoją prywatną rewolucję seksualną?
(Chłopak z Chicago)
Hugh Marston Hefner urodził się 9 kwietnia 1926 roku w Chicago. Jego matka Grace Swanson była prostą córką farmera, ojciec Glen – księgowym. Trzy lata później przyszedł na świat młodszy brat Hugh, Keith. Rodzice, pobożni metodyści, chowali ich surowo. Hugh od zawsze miał głowę pełną pomysłów, bez przerwy coś rysował i – jak wspominał jego brat – „marzył. Bez przerwy. Tworzył w głowie historie, w których główne role grały fascynujące go hollywoodzkie sławy. Kochał kino i to ono lat ukształtowało jego wyobrażenie o szczęściu”.
Szkolne lata młody Hugh (już wtedy znany jako Hef) dzielił między nieustanne wypady do kina, tworzenie kolejnych szkolnych gazetek i dorywcze prace. Gdy skończył szkołę, pracował krótko w kilku różnych wydawnictwach. Wreszcie dostał wymarzoną robotę w męskim piśmie „Esquire”. Popracował tam może z miesiąc i wyleciał z wielkim hukiem, bo zażądał... pięciu dolarów podwyżki.
Wyrzucony z kolejnego miejsca zamarzył wreszcie o własnym piśmie.
Miał 27 lat, gdy w „Advertising Age” zobaczył ogłoszenie o sprzedaży praw do nagich zdjęć Marilyn Monroe (pozowała kilka lat wcześniej, kiedy jeszcze nie była wielką gwiazdą). Hef genialnie wyczuł moment. Zdjęcia wystawiono za 500 dolarów, a na ekrany wchodził właśnie film „Mężczyźni wolą blondynki”. Kraj za chwilę miała ogarnąć mania na punkcie seksownej blondynki, ale Hefner zdążył. Z banku wziął 400 dolarów, od rodziny 200 i 13 czerwca 1953 roku kupił zdjęcia. Pozostałe sto dolarów zainwestował w papier firmowy, na którym do kilkuset dystrybutorów prasy napisał, że właśnie powstało genialne pismo dla mężczyzn. Na początku miało się nazywać „Stage Party”, ale Hef szybko się połapał, że to nie to, i odgrzebał stare hasło „playboy”.
Pierwszy egzemplarz miał 48 stron, kosztował 50 centów, nie miał za to numeru ani daty, bo Hef bał się porażki. Aby wyjść na zero, musiał sprzedać 30 tysięcy. Sprzedał 53 991. Na okładce i w środku była Marilyn Monroe i to ona na zawsze zdefiniowała dominujący typ urody dziewczyn „Plaboya”. Na pierwszej rozebranej rozkładówce wystąpiła sekretarka Hefnera.
(Swawolny króliczek)
Symbol „Playboya”, króliczek w smokingu, pojawił się już w drugim numerze. Skąd pomysł? Bo to „swawolny zwierzaczek, z którym kojarzy się uprawianie seksu” – tłumaczył Hugh.
Rok później pismo sprzedawało się w 175 tysiącach egzemplarzy, a w 1959 roku sprzedaż przekroczyła milion! „Playboy” pobił „Esquire’a”, z którego niegdyś wylali Hefnera. Do dziś na jednej ze ścian bawialni w posiadłości Hefa wisi słynny pięciodolarowy banknot z jego podobizną, który ma przypominać o wydarzeniach z 1952 roku. Na atrapie pięciodolarówki, którą naczelny „Esquire’a” wręczył Hefnerowi z okazji obchodów 25-lecia „Playboya”, znajduje się napis: „No cóż, powinniśmy byli dać ci tę podwyżkę”.
Na początku lat 60. znów zadziałał słynny nos Hefnera. Wyczuł, że golizna to nie wszystko, i w piśmie nastąpił przełom. W 1962 roku „Playboy” opublikował pierwszy wywiad, który nie traktował o seksie. Alex Haxley rozmawiał z trębaczem jazzowym Milesem Davisem. Od tego czasu wywiady z ludźmi nauki, kultury (jak na przykład Jean Paul Sartre) stały się znakiem firmowym „Playboya”. Pojawiły się też reportaże na wysokim poziomie, zaczęto drukować niepublikowaną prozę znanych pisarzy. Do magazynu pisali między innymi Truman Capote, Woody Allen, Norman Mailer czy John Updike. Tu pojawił się słynny wywiad z Martinem Lutherem Kingiem. W latach 70. „Playboyowi” udzielali wywiadów nawet kandydaci na prezydenta USA.
– Brałem najbardziej seksowny narkotyk, ecstasy, co pomogło mi się skupić na redagowaniu magazynu i tworzeniu imperium. Mogłem wtedy pracować 24 godziny na dobę przez kilka dni bez przerwy – wspomina Hefner.
Szybko zrozumiał, że wykreowana przezeń marka to skarb i można zarabiać na niej krocie, nie tylko wydając magazyn. 29 lutego 1960 roku otworzył więc pierwszy klub „Playboya” w Chicago. Towarzyszyła mu reklama „Disneyland dla dorosłych”. Na otwarcie klubu „Playboya” w Londynie w 1966 roku przyszli Beatlesi, a na scenie występował Woody Allen. Po 10 latach kluby miały już ponad milion członków!
Hefner nie tylko łamał kolejne tabu związane z seksem, ale także wspierał ruch na rzecz równouprawnienia Murzynów. Gdy w Stanach szalała jeszcze nieformalna segregacja rasowa, stałymi gośćmi w klubach Hefa byli Ella Fitzgerald, Ray Charles czy Duke Ellington. Choć najsłynniejszy ich gość to James Bond. W filmie „Diamenty są wieczne” był klubowiczem ze złotą kartą.
Największe sukcesy „Playboy” odnosił na początku lat 70. Sprzedaż sięgała 7,2 miliona egzemplarzy! To wtedy Hef kupił za milion dolarów ogromną posiadłość o powierzchni ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych, którą nazwał Playboy Mansion. Dom w stylu gotycko-tudorowskim ma 30 pokoi, a napis nad drzwiami wejściowymi głosi: „Jeśli nie lubisz seksu grupowego, nie dzwoń”.
(Czarna seria)
Gdy już się wydawało, że Hefner to dziecko szczęścia, szaman, który posiadł kamień filozoficzny, nagle posypały się ciosy. Pierwsza katastrofa nastąpiła w 1974 roku, kiedy Bobbie Amstein, kochanka i sekretarka Hefa, została skazana za dystrybuowanie narkotyków. Dwa miesiące później popełniła samobójstwo. Hefa nikt nie oskarżył, ale wszyscy wiedzieli, że jest co najmniej współodpowiedzialny za tragedię. W 1980 roku modelka Dorothy Stratten została zamordowana przez zazdrosnego męża. Też była kochanką Hefa. Niedługo potem ukazała się książka Petera Bogdanovicha „Śmierć jednorożca”, który opisał narkotyczne orgie w rezydencji Hefnera, gwałcenie dziewczyn na przyjęciach. Niektórzy goście z opisanych imprez dołożyli swoje, reputacja Hefa podupadła. Znani i bogaci przestali odpowiadać na jego zaproszenia. Nakład spadł do trzech milionów, a akcje „Playboya” sprzedawane były za ułamek swej niedawnej wartości. Markety w ogarniętej konserwatywną kontrrewolucją Ameryce nie chciały sprzedawać pisma, podobnie jak poczta, która odmówiła dystrybucji „pornograficznego” magazynu. Do tego doszła panika związana z AIDS, kluby Hefa propagujące swobodny seks przestały cieszyć się powodzeniem. „Playboya” zaatakowały też feministki. – Kobieta nie jest rzeczą, a Hugh Hefner sprzedaje ją w piśmie tak, jak w sklepie mięsnym sprzedaje się wołowe steki – grzmiała Camille Paglia, do dziś jedna z czołowych feministek USA.
Wcześniej jeszcze, bo w połowie lat 70., Hefnerowi wyrosła konkurencja. W 1974 roku na rynek wszedł Larry Flynt z „Hustlerem”, który zamiast wysmakowanej erotyki prezentował perwersyjne „kobiece mięso”. Flynt otworzył też sieć klubów ze striptizem. Zaczęła się wojna. Pismo za pismo, klub za klub. Towar Flynta był zupełnie inny, ale odebrał Hefnerowi kawał rynku. Podobnie jak „Penthouse”, z którym „Playboy” przez chwilę nawet ścigał się o to, kto wydrukuje bardziej odważne zdjęcia. Ostatecznie bitwę, przez niektórych nazywaną „wojną łonową”, wygrał „Penthouse”, a „Playboy” powrócił do lansowania modelek typu dziewczyna z sąsiedztwa.
Tymczasem Christie bez sentymentów zaczęła reformować imperium. W odróżnieniu od ojca nie walczyła o deficytowe kluby i hotele „Playboya”, posprzedawała je, a pieniądze zainwestowała w magazyn, wydawnictwa oraz telewizję kablową. Playboy Enterprises zaczął wychodzić na prostą. Cała zasługa, co może mało sprawiedliwe, przypisywana jest Hefnerowi.
(Na łóżku wśród blondi)
Kiedy Hefner odsunął się od bieżących kwestii biznesowych, miał czas, by oddać się swym ulubionym namiętnościom – kolejnym kochankom (utrzymuje, że miał ich ponad tysiąc), zabawie oraz wolnej miłości. Ponieważ jego żona Kimberley nie była entuzjastką tego stylu, Hefnerowie rozwiedli się, a Hugh korzystał z życia. Powróciły pełne wolnej miłości przyjęcia w kalifornijskim Playboy Mansion pod adresem 10236 Charing Cross Road w Los Angeles, który w Ameryce zna każdy. To tu znajduje się słynna kiczowata Grota Miłości. Są też baseny, ogrody, prywatne zoo i rezerwat ptaków. Oraz Game House, gdzie wiecznie młody Hef ma automaty do gier, flippery, stoły do bilardu i pokera.
Oczywiście najważniejszy element legendy Playboy Mansion to słynne króliczki. Mieszkają z Hefnerem, dostają pensję (dwa i pół tysiąca dolarów miesięcznie), boss kupuje im samochody, płaci za ciuchy i kosmetyczki, a każda z nich ciągle coś poprawia: usta, nos, podbródek. I koniecznie piersi. Wszystkie mają takie same – nadymane jak balon sylikony. Hef załatwia im role w filmach i reklamach. Wybiera tylko blondynki, opalone, tlenione, o cielęcym spojrzeniu.
Kilka lat temu jedna z eksplaymates wydała książkę, w której opisała reguły panujące w domu Hefa. Autorka twierdzi, że droga do „Playboya” jest tylko jedna i wiedzie przez sypialnię bossa. Opisała też orgie w posiadłości Hefa. Seks grupowy odbywał się w środy i soboty, to były tak zwane wieczory seksu, na których stawić musiała się każda kobieta mieszkająca w domu, czy to króliczek, czy sekretarka. Z obecności nie zwalniały ani grypa, ani miesiączka, a jedyne „zwolnienie lekarskie”, jakie działało na Hefa, to gojenie się szwów po operacjach plastycznych, do których zresztą Hef zachęcał króliczki. „Tak naprawdę to on nic nie robił. Leżał sobie ze swoją erekcją z viagry. Każda dziewczyna wskakiwała na niego na dwie minuty, podczas gdy reszta dopingowała ich okrzykami. (...) jak cheerleaderki”.
– Byłem na jednym z przyjęć organizowanych przez Hefnera – wspomina Tomasz Raczek, pierwszy naczelny polskiej edycji „Playboya”. – Rzeczywiście był w piżamie, bo to daje mu poczucie swobody, ale na grupowe balety w Grocie Miłości nie trafiłem. Inna sprawa, że Hef był jeszcze wtedy ze swą żoną Kimberley, która trzymała go nie tyle pod pantoflem, ile pod obfitym biustem. Atrakcją przyjęcia był pokaz ekskluzywnej linii cygar zaprojektowanych specjalnie dla „Playboya” przez nadwornego grafika LeRoya Neimanna. Hefner pali je namiętnie podczas pracy w swym okrągłym satynowym łóżku.
(Ikona obok ikony)
Przez lata Hefner doskonale żonglował zasadami kierującymi erotycznym rynkiem, wiedział, że czytelnik woli pikantne, ale na granicy dobrego smaku zdjęcie gwiazdy niż rozebrane do rosołu nieznanej panienki. Teraz ma twardy orzech do zgryzienia: rozbierać bardziej czy nie? Jego największym wrogiem jest Internet nasycony ostrą pornografią. Aby mu sprostać, powinien rozbierać swoje blondynki na równie ostrym poziomie. – Pójście w pornografię byłoby błędem, końcem wizerunku „Playboya” – komentuje Rafał Leszczyński, analityk rynku prasy CR Media Consulting. – Istotą pisma jest to, że pokazuje erotykę w dość subtelny sposób. Jeśli to zmieni, straci czytelników i reklamodawców.
Ale liczby są bezwzględne – „Playboy” traci zyski i potrzebuje ratunku. Przejęcie przez Virgin jest być może jego ostatnią szansą.
Kryzys obszedł się surowo nie tylko z Playboy Enterprises, ale i z samym założycielem uznawanym od lat za boga seksu. Na swych ostatnich urodzinach Hugh zasnął smacznie, gdy przed nim wiła się roznegliżowana seksowna striptizerka. Od staruszka odchodzą kobiety – Holly Madison (była miss Hawajów, jej największym marzeniem było odwiedzenie wszystkich Disneylandów na świecie) czy Kendra Wilkinson, które miały status stałych rezydentek w domu milionera. Dziewczyny mają teraz młodych chłopaków, jednak i je nachodzi nostalgia za starymi, dobrymi czasami. – Wszystko było wspaniałe i na wyciągnięcie ręki. A teraz muszę żyć na własny rachunek! Nie mam własnego kucharza ani ludzi, którzy by się mną opiekowali i dbali o porządek w moim domu – mówi „Przekrojowi” smutna Kendra.
A czy to też smutny koniec legendy Hefnera? Bynajmniej. Hef zadbał nawet o to, by stylowo ruszyć w ostatnią drogę. Gdy go zabraknie, ciało spocznie pod adresem Westwood Memorial Park, Los Angeles, Kalifornia, krypta numer 24. W grobowcu, tuż obok miejsca pochówku jego największej, choć także jedynej platonicznej miłości – Marilyn Monroe. Ikona obok ikony.
Judyta Sierakowska, Paweł Moskalewicz
„Przekrój” 25/2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz