Na świecie połowa blogerów już nieźle zarabia. Ale kokosy można zbić na blogach specjalistycznych, gdzie reklamodawca dociera do konsumenta z wyjątkową precyzją.
Sugestywny plaster na blogu Media Fun Macieja Budzicha zakleja wyrwę po logo sklepu internetowego Agito.pl, który przez ostatni rok był głównym sponsorem witryny. Nowy powinien się pojawić niebawem, bo twórca bloga prowadzi rozmowy z kandydatami. Wymagania nie są wygórowane: przede wszystkim żadnych ingerencji sponsora w treść i formę bloga. Do tego oczywiście gratyfikacja finansowa, adekwatna do pozycji witryny w polskiej blogosferze. – Chyba więcej osób zna mnie jako autora Media Fun niż jako Maćka Budzicha. Czasami takich jak ja nazywa się mikrocelebrytami – mówi autor bloga.
Blog Budzicha czyta codziennie kilka tysięcy osób, liczbą odwiedzin nie może zatem rywalizować z dużymi portalami. W swojej tematyce, krążącej wokół mediów i internetu, należy za to do najczęściej czytanych i komentowanych. Dlatego jego autor jako jeden z pierwszych blogerów w polskiej sieci zdecydował się na połączenie publicystyki z biznesem. Ubiegłoroczny kontrakt z Agito.pl dał mu 10 tys. zł oraz profesjonalną kamerę wideo, na której nagrywa teraz materiały do bloga. Dodatkowo zamieszcza reklamy i płatne konkursy.
Przeciętny miesięczny dochód ze wszystkich tych źródeł oscyluje w okolicy 4 tys. zł, co daje mu miejsce w czołówce najlepiej zarabiających polskich blogerów. – Dałoby się wycisnąć nieco więcej, ale musiałbym porzucić zawód grafika i zająć się tylko tym, a nie chcę – zauważa. – Blogowanie to dla mnie przede wszystkim pasja, poza tym w Polsce wciąż nie da się na tym zarobić tyle, co w USA, Europie Zachodniej czy nawet w Azji.
Dysproporcje są olbrzymie. Według raportu Technorati z jesieni ubiegłego roku o stanie światowej blogosfery średni roczny dochód bloga przyjmującego reklamy – a jest to aż 52 proc. wszystkich blogów – oscylował w granicach 6 tys. dolarów rocznie. Śmietanka blogosfery, witryny gromadzące miesięcznie więcej niż 100 tys. czytelników, mogła liczyć już nawet na 75 tys. dolarów, a jej liderzy – nie więcej niż 1 proc. światowej blogosfery – przekroczyli pułap 200 tys. dolarów rocznie. Absolutny rekordzista w 2008 roku zarobił na blogu aż 350 tys. dolarów.
Co ciekawe, w statystykach rentowności dominują blogi europejskie ze średnim rocznym dochodem przekraczającym równowartość 9 tys. dolarów. Po nich plasują się witryny azjatyckie (przeciętnie 7,4 tys. dolarów) i dopiero na końcu amerykańskie (średnio 5 tys. dolarów). Na wynikach finansowych tamtejszej blogosfery zaciążył kryzys, ale przede wszystkim swoje zrobiła o wiele większa niż w innych rejonach globu koncentracja blogów będących potencjalnym nośnikiem reklam, czyli mówiąc wprost – większa konkurencja.
Jeśli strona blogera zostanie uznana za godną reklamy, zwykle bywa wykorzystywana do celów marketingowych na wszelkie możliwe sposoby. Co trzeci blog na świecie goszczący reklamy ma co najmniej trzy ich formy – wynika ze statystyk Technorati. Najczęściej to reklamy powiązane z wyszukiwarką Google (38 proc.), baneryi displaye na samym blogu (28 proc.), a także płatne odnośniki do innych stron, np. producentów opisywanych wyrobów (20 proc.). Sponsoring blogów należy do rzadkości. Część blogerów dzięki aktywności publicystycznej w sieci jest za to w stanie wypracować sobie pozycję ekspertów w opisywanych dziedzinach, co przynosi im dodatkowe zyski z publicznych wystąpień lub szkoleń. Taką renomą cieszy się jednak zaledwie pięciu na stu blogerów.
źródło:Newsweek.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz